Już jakiś czas temu wygrałam swoje pierwsze rozdanie w blogowej karierze. A stało się to za sprawą Redhead, u której to zgarnęłam róż litmitki Essence- Miami Roller Girl ;) Po turbulencjach związanych z nasza kochana pocztą w końcu dostałam go w swoje łapki. Jestem już po dłuższych testach, dlatego dziś jego recenzja :)
Skład:
Zalety:
- trzy odcienie, które można łączyć jak i nakładać osobno
- pojemność- 8 g
- wydajność
- opakowanie z porządnym zamknięciem
- łatwo się nabiera i rozprowadza
- trwały
- nie zawiera żadnych lśniących drobinek, jego efekt jest matowy
- wystarczy jedno machnięcie pędzla, aby zaznaczyć policzek
- cena- za dość duży róż płacimy 11,99 zł, czyli nie tak najgorzej :)
Wady:
- pyli się strasznie ;/
- jak już pisałam wcześniej, trzeba nauczyć się go używać, żeby uzyskać ładny efekt
- no i niestety jest to edycja limitowana...
akurat nie bardzo udało mi się uchwycić różnice między dwoma kolorami...;/ ale jest :)
wszystkie odcienie zmieszane.
Nie wiem jak jest gdzie indziej, ale w mojej miejscowości ta limitka furory nie zrobiła- do tej pory widzę sporo dostępnych kosmetyków. Sama dużo razy przechodziłam obok niej i nic innego (oprócz różu, który już wtedy wygrałam) mnie nie zainteresowało :)
A Wy dałyście sie ponieść szałowi na kolejną limitkę Essence? :)
Buziaki :* I oczywiście pozdrowienia dla Redhead! :)
Mam ten róż i lubię go używać - bardzo podoba mi się efekt, jaki daje na policzkach :)
OdpowiedzUsuńładny :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna wygrana :)
OdpowiedzUsuńzazdroszcze!
OdpowiedzUsuńzapraszam do akcji u mnie na blogu,może weźmiesz udział?;)
Nawet nie wiedziałam, że jest jakaś edycja limitowana;p ale nie ciekawi mnie ona, ja tak średnio za kolorówką;p
OdpowiedzUsuńja go widziałam, ale wydawał mi się zbyt krzykliwy chociaż wygląda że można by z nim fajnie popracować :)
OdpowiedzUsuń